Historii początek od nowa ...

Witam was, szczerze pozdrawiam... za to, że ktosie tu zaglądają. Zaglądały...
    
      Jak stąd zniknęłam, zaczęłam na nowo żyć. Jeden moment, wzgórze, przyjaciel, Bóg, uświadomili mi, że w cale nie jest dobrze nie jeść, że trzeba żyć, trzeba działać i stale się rozwijać. Zjadłam wtedy, na tym wzgórzu pierwszy raz baton-lód bounty, smak był nieziemski, najlepszy... zjadłam go po ciężkiej rozgrywce w koszykówkę. Od tego momentu uświadomiłam sobie, że ja nie chcę przypominać wieszaka, chcę być zdrowa i piękna, a nie wysuszona i brzydka.
      Nawet byłam w kolejnym związku, jednakże kłamstwa wzięły górę nad szczerością i wszystko "pieprzło". Dopiero pod koniec tej farsy powiedziałam, że jestem chora i czasem to wraca. Miałam co raz więcej napadów bulimicznych, po czym było dobrze na kilka dni i znowu to samo. W pewnym momencie nauczyłam się jeść normalnie, a po naszym rozstaniu już zupełnie dobrze się zaczęłam odżywiać i ćwiczyć na siłowni regularnie 3x w tygodniu wspomagając się preparatami. Nabrałam masy mięśniowej i wszyscy mówią, że jestem w zajebistej formie. Moje wymiary nawet nie zmieniły się bardzo, w Talii 62, biodra 91 i wiem, że jeszcze trochę rzeźby i będę idealna.

Ale co się znowu stało?

      Znowu jestem samotna... znowu mnie porzucono...potraktowano bez najmniejszego szacunku... i wiem, że nigdy nie pokocham nikogo jak jego. Jak mojego M....., który zostawił mnie wtedy kiedy zaczęłam pisać tego bloga. Od którego historia wtedy się znowu zaczęła.

Wczoraj nie jadłam nic i mimo tego miałam siłę by ćwiczyć dzięki bcaa zapewne.
Na szczęście uzupełniłam kalorie wieczorem i zjadłam zajebiście dobrego kebaba. Myślałam, że to tylko chwilowe załamanie, zawsze normalnie jem w pracy. Wyliczone porcje, śniadanie, przekąskę i obiad.

Dzisiaj rano już nie czułam apetytu, zjadłam przecudowną pralinkę lindoor od koleżanki i mimo to nie wzmogło to apetytu.

Ale najgorsze jest to co przydarzyło się przed chwilą, a co się jeszcze wydarzy... Kromka chleba z oliwą, chipsy i twarożek, normalnie świetna kompozycja. Później weszłam na wagę. 58kg i załamanie, bo jeszcze rano było 56,7, czyli tyle do ilu dążyłam.

Zaraz idę do sklepu i wiem, że kupię czekoladę, mleko, ciastka, napcham się do bólu i wszystko zwrócę, bo teraz na wadze chcę widzieć mniej....

i mniej

i mniej

o ile kurwa mniej?

Cel najbliższy: 55
Potem? 54
Potem? 53
Potem? 52
Potem? 51
Potem? 50

A wiecie co jest najgorsze?

Że jestem pewna w 100% że zjadę do 48, może pobiję mój rekord i zjadę do 40... o ile serce pozwoli...

Co może na mnie wpłynąć?
Nie mam kurwa zielonego pojęcia

(jebło mnie bardziej niż ostatnio, bo teraz jestem zorientowana na cel, a wtedy nie chciałam tego robić, teraz chcę)

Ona i tamta - w jednym ciele zamknięte

Komentarze

Popularne posty